Odkąd wprowadziliśmy się do naszego domu-kostki (a było to całkiem niedawno), odczuwałam nieustanny niedosyt powodowany wyglądem naszej dolnej łazienki. Koncepcja jej metamorfozy tliła się w mojej głowie właściwie od samego początku. Jej monochromatyczny wygląd jakoś nie współgrał z moim charakterem i upodobaniami wnętrzarskimi. Co i rusz próbowałam nieco ożywić i ocieplić to zimne wnętrze: a to zielenią, a to nowymi gałkami w szafkach, drewnem, perskim dywanikiem czy wreszcie nawet całkiem nowym grzejnikiem (czarnym, na dodatek!). Wciąż jednak to nie było to. Jak powstała moja retro łazienka?
– wpis gościnny autorki profilu Zuzanna Marczyńska –
Czegoś brakowało, coś wciąż nie pasowało. W pewnym momencie zaczęłam rozważać przemalowanie ścian. Pomysłów na kolor było dużo, ale możliwości ograniczone – nie mogło być zbyt ciemno, ani też zbyt jaskrawo. Teoretycznie, do bieli i czerni pasować powinno wszystko, ale już do ciemnego brązu na podłodze i szafkach – niekoniecznie. Dodatkowo pomieszczenie jest niewielkie (nieco ponad 4 m2) i bardzo niskie (2,10 m). Jak trafić z kolorem tak, żeby tym razem wszystko grało i nie było przytłaczająco? Powoli coś zaczynało mi świtać w głowie… na różowo.
Moje wspomnienia z dzieciństwa
Późną wiosną napisałam na Instagramie wspominkowy post zainspirowany zdjęciem z dzieciństwa:
„Moje wspomnienia z dzieciństwa przykryte są delikatną mgiełką lekko zabrudzonego, ziarnistego różu. Takiego samego, jaki widuję na analogowych fotografiach z lat 80. i 90. Ten róż nie pachnie nowością, nie rzuca się w oczy neonową poświatą. To róż pełen nostalgii po gumach balonowych z tatuażami, lalce Barbie w wyblakłych, plastikowych pantoflach, wacie cukrowej na patyku i truskawkowym mleku Kanny w proszku. Tym różem pokryte są całe połacie mojej najpierwszej pamięci – tak rozległe jak ruchome wydmy, po których wspinamy się z tatą na zdjęciu. Za nami las i morze. Nad nami prześwietlona smuga. Nieomal idylliczny kadr zakotwiczony pomiędzy analogowym obrazem, a zarysem wspomnienia utkwionego gdzieś głębiej w meandrach pamięci. To właśnie wokół niego buduje mi się narracja o dzieciństwie w latach 90. i pokrytych różem powidokach wspomnień.”
Mniej więcej w tym samym czasie…
…trafiłam na koncept Jaki kolor ma Twoja historia?. I jak możecie się domyślić – wszystko zaczęło mi się wówczas układać w całość. Tworzenie narracji to moja specjalność, a tutaj przebiegało to dwutorowo. Z jednej strony dostrzegłam bowiem w moich własnych wspomnieniach konkretną kolorystykę, z drugiej zaś z tej kolorystyki wysnułam opowieść o przeszłości. I nie wiem już sama co było pierwsze, niemniej rolę kamienia węgielnego całej koncepcji odegrała wspomniana już wcześniej fotografia (która zresztą zawisła na ścianie tuż przy wejściu do łazienki). Zatem róż w smakowitym kolorze Y411 Milkshake opowiada o moim dzieciństwie oraz wszelkich jego rekwizytach czy nawet relikwiach. Być może ten kolor nie nawiązuje wcale do mleka Kanny, jak sądziłam do tej pory, ale do truskawkowego szejka z McDonalda? Czemu wcześniej na to nie wpadłam? Przecież uwielbiałam truskawkowe szejki!
Różowy wehikuł czasu
Jako ciekawostkę dodam, że kiedy będąc dzieckiem wchodziłam do łazienki pozbawionej okien – zawsze wyobrażałam sobie, że jestem w wehikule czasu. Brak okien jest tu niezwykle istotnym aspektem, pozbawia nas bowiem automatycznie najważniejszego punktu odniesienia, jakim jest świat zewnętrzny, dystansując tym samym od otaczającej nas rzeczywistości. Zatem zamknięcie drzwi powodowało w tymże zamyśle stworzenie tunelu czasoprzestrzennego, który przenosi mnie w bliżej nieokreślone na osi czasu miejsce. Wiem, że teraz brzmię jakbym zaczerpnęła ten koncept z serialu „Dark” (który zresztą namiętnie oglądam), ale przysięgam, że to prawda. Istniała jeszcze wersja alternatywna ze statkiem kosmicznym, który unosi się gdzieś w galaktyce w stanie nieważkości.
Przechodząc zaś do kwestii technicznych…
…od samego początku miałam ogromny problem z doborem odpowiedniego odcienia. Paleta Tikkurila Feel The Color dysponuje naprawdę pokaźnym wyborem kolorów – interesowały mnie co najmniej 4 warianty różu, ale finalnie wybrałam dwa – X417 Pavillion oraz rzeczony Y411 Milkshake. Co ciekawe – w ankiecie na Insta Stories wygrał wariant ciemniejszego tonu (czyli Pavillion), co przysporzyło mi dodatkowych rozkmin. Zdecydowałam się jednak zaryzykować i tym razem nie pójść za „głosem ludu” – wybrałam odcień jaśniejszy. Miałam obawy, że ciemniejszy odcień przytłoczy niewielką przestrzeń łazienki i z perspektywy czasu wydaje mi się, że to było słuszne przeczucie. W trakcie malowania miałam co prawda bardzo mieszane uczucia, ale po uprzątnięciu wszelkich folii ochronnych i taśm – moim oczom ukazał się widok zdecydowanie warty całego tego zamieszania.
Zanim to jednak nastąpiło – najpierw pokryłam całość gruntem do ścian i sufitów Tikkurila Optiva Primer. Zrobiłam to, aby zmniejszyć chłonność podłoża, a jednocześnie ujednolicić całą powierzchnię, na której testowałam wcześniej dwa odcienie różu. Zwłaszcza, że jeden był ciemniejszy od mojego ostatecznego wyboru. Malowanie na odpowiednio przygotowanej powierzchni pozwala zaoszczędzić czas i uniknąć niemiłych niespodzianek. Po odczekaniu rekomendowanego czasu wzięłam się za docelowe malowanie średniej wielkości wałeczkiem. Wybrałam farbę Tikkurila Optiva Matt 5, która sprawdza się nie tylko w salonie, ale także w łazience, o ile jest dobrze wentylowana i malowana ściana nie jest w bezpośrednim sąsiedztwie z prysznicem czy wanną. Nie przepadam za malowaniem ścian, ale na szczęście powierzchnia była na tyle nieduża, że cały proces przebiegł szybko i sprawnie. Najtrudniej malowało mi się pod świeżo zamontowanym kaloryferem (który również zabezpieczyłam), ale i to okazało się nie być zbyt wymagającym wyzwaniem. Całość wraz z przerwami na wyschnięcie farby i inne zajęcia poboczne zajęła mi 1,5 dnia. Myślę, że to całkiem niezły czas.
W stronę nostalgii, a nie muzeum
Żeby zachować retro klimat pomieszczenia, postanowiłam w ramach przysłowiowej „wisienki na torcie” umieścić w nim kilka fotografii z przeszłości. Na ścianach wiszą zarówno moje zdjęcia z dzieciństwa, jak i stare fotografie mojego męża (żeby się nie czuł wykluczony z mojej koncepcji ;)). Jest też grafika mojej przyjaciółki Igi, która powstała na bazie zdjęć brutalistycznego dworca w Katowicach (symbolu minionych czasów, który nieodwołalnie zlikwidowano przeszło dekadę temu), czy pamiątkowa, PRL-owska figurka kobiety, nie tylko stylem, ale i kolorystyką idealnie współgrająca z otoczeniem. Nie chciałam jednocześnie przesadzić z muzealnym charakterem tej łazienki czy stworzyć z niej zbyt groteskowego mauzoleum ku czci lat 90. Postanowiłam dodać więc kilka estetycznych elementów, które wizualnie współgrają z wnętrzem, ale nie są bezpośrednim przedłużeniem osobistej narracji. Mam wrażenie, że udało mi się to zrównoważyć i efekt nie jest przerysowany, za to współgra z charakterystycznym dla reszty moich wnętrz stylem.
Efekt końcowy, czyli retro łazienka
Łazienka, będąca niemal od samego początku poremontowym najsłabszym ogniwem, wreszcie nabrała rumieńców (dosłownie) i przede wszystkim niepowtarzalnego charakteru. Idea akcji #JakiKolorMaTwojaHistoria udowodniła mi, jak ogromny potencjał narracyjny mają nie tylko fotografie, przedmioty osobiste, ale i KOLORY. Wspomnienia pamiętamy często poprzez zmysły, przywołują je zapachy, smaki, dźwięki… Zapisują się nam w powidokach, ukrytych głęboko pod powiekami. Czasami tak głęboko, że pojawiają się dopiero po latach, w marzeniach sennych, strzępach zasłyszanych relacji, w kolorze waty cukrowej. Pojawiają się i znikają, zanim mrugniesz okiem. Mnie udało się je złapać i zamknąć w kolorze. I mam dzięki temu swój osobisty, różowy wehikuł czasu.
O autorce, Zuzannie Marczyńskiej:
Kobieta Chaos. Absolwentka ASP w Katowicach, fotografka, żona architekta, matka trzech synów (kolejność wymienionych ról życiowych jest przypadkowa ;)). Wewnętrzny imperatyw tworzenia realizuje robiąc zdjęcia, malując (meble, ściany i obrazy – pełen serwis ;), wyżywając się literacko, wnętrzarsko, a nawet psychoedukując. Na co dzień ma problem z prokrastynacją / organizacją (niepotrzebne skreśl, a może raczej nic nie skreślaj) i za dużo myśli. Lubi opuszczone miejsca, kawę latte i zapach powietrza po burzy.
2 komentarze
Bogumiła Para
7 sierpnia 2020 at 16:27Zuza ! piękna łazienka jak z żurnala ! … Gratuluje.
Zuzanna Marczyńska-Maliszewska
7 sierpnia 2020 at 20:23Dziękuję bardzo <3