Przyznajcie sami – nie ma bardziej wakacyjnej palety kolorów niż błękity i niebieskości. Ja sama nigdy nie próbowałam doszukać się przyczyny, dla której tak niesamowicie przyciąga mnie wszystko, co niebieskie. Ale może stoją za tym właśnie te wspomnienia z moich pierwszych lat życia. Te migawki z beztroskich wakacji i te kolory kojarzące się z niczym nieskrępowaną wolnością i swobodą letnich dni.
– wpis gościnny autorki bloga Gu Tworzy –
Niebieskie barwy mojego dzieciństwa. To upstrzone puchatymi chmurami niebo, w które wpatrywałam się leżąc na łące babci i beztrosko rozmyślając o – a jakże! – niebieskich migdałach; to głęboki granat Bałtyku, który zobaczyłam po raz pierwszy po całonocnej wyprawie pociągiem z tatą. To turkus wody w pierwszym basenie, w którym uczyłam się pływać. I to w końcu niebieski Maluch moich dziadków – pierwszy samochód w rodzinie, do którego pakowałam się z wszystkimi kuzynkami naraz i w jednym wielkim ścisku i śmiechu jechałam nad rzekę.
Wielki błękit w sypialni
Nic dziwnego więc, że gdy stałam przed podjęciem decyzji odnośnie kolorów i wystroju sypialni w nowym domu, instynktownie sięgnęłam po ukochane błękity. Skoro najlepiej wypoczywamy na wakacjach, dlaczego by nie zrobić sobie w sypialni takiej właśnie wakacyjnej ostoi? Przenieść trochę nadmorskiego klimatu do własnych czterech ścian i cieszyć się nim przez okrągły rok, bez względu na jego porę – takie nieustające wakacje.
Pomimo tego, że jestem wierna bieli na ścianach i zdecydowanie wolę wprowadzać kolory na meblach i dodatkach, w tym jednym, jedynym pomieszczeniu w całym domu postawiłam na kolorową ścianę. Szczęśliwie złożyło się, że czas moich decyzji odnośnie wykończenia sypialni zbiegł się z premierą nowej kolekcji kolorów Tikkurila Color Now 2019 i tym razem zamiast wybierać sama któryś z ponad 13 tysięcy odcieni z wzornika, skupiłam się na wyselekcjonowanych kolorach z palety błękitów. Wybór padł na nieco zgaszony, ciemnoniebieski kolor, o tajemniczej i pobudzającej wyobraźnię nazwie L433 Atlantis (Atlantyda). Choć początkowo podeszłam nieco z rezerwą do malowania całej ściany na tak ciemny kolor, szybko okazało się, że lepiej wybrać nie mogłam – na takim tle wszystko nabrało wyrazu: zarówno łóżko z jasnego drewna, jak i cieplejsze rattanowe dodatki, lniana pościel czy bielona podłoga. Cały post o mojej błękitnej sypialni przeczytacie TUTAJ. Początkowo ograniczyłam się tylko do takiej kolorystyki, ale ostatnio postanowiłam zaufać nowej palecie Tikkurila raz jeszcze. Ach te błękity…
Co komponuje się z niebieskim czyli lilak w sypialni
Co Lilac (J426) czyli kolor kwiatów bzu robi wśród błękitów? Sama zadawałam sobie to pytanie, jednocześnie dziwiąc się, że przewrotnie najbardziej ciągnie mnie właśnie ku temu najmniej niebieskiemu z niebieskich odcieni z palety. Nie wiem co inspirowało ekspertów Tikkurila do takiego wyboru, ale mam swoją odpowiedź na tę zagadkę – natura, a konkretnie bukiet moich ulubionych ostróżek. W jednym małym bukieciku tych kwiatków można dopatrzyć się zarówno odcieni zbliżonych do Atlantis (L433), Ara (M354) i Sky (J356), jak i Lilac (J426). Skoro tak dobrze komponuje się to w naturze, we wnętrzu również musi się sprawdzić!
Metamorfoza krzesła
Na obiekt moich kolorystycznych eksperymentów wybrałam drewniane krzesło, które czekało prawie rok na nowy kolor. Oczyszczoną wcześniej z resztek starej farby powierzchnię oszlifowałam, a miejsca trudno dostępne szlifierką zmatowiłam ręcznie drobnoziarnistym papierem ściernym. W przypadku kiedy stara farba przylega dobrze, to przed malowaniem starczy jedynie dobrze zmatowić powierzchnię papierem, aby nadać odpowiednią przyczepność nowej farbie. Po odpyleniu mebla (polecam użyć do tego np. wilgotnej bawełnianej szmatki) można zabrać się za najprzyjemniejszą część metamorfozy czyli malowanie.
Do pracy nad meblem użyłam:
– emalii wodorozcieńczalnej Tikkurila Everal Aqua Matt 10 w kolorze Lilac (J426),
– małego pędzla,
– małego gąbkowego wałka
– oraz kuwety malarskiej.
Ponieważ emalia schnie dość szybko, malowałam krzesło po kawałku. Najpierw zakamarki i miejsca łączeń pokrywałam farbą za pomocą pędzelka (uważając na to, żeby nie używać farby w nadmiarze, bo to mogłoby spowodować powstanie zacieków), a następnie używałam wałka do rozprowadzenia farby na reszcie elementów krzesła. Po nałożeniu pierwszej warstwy odczekałam cztery godziny, następnie przetarłam mebel delikatnie drobnoziarnistym papierem ściernym, odpyliłam i ponowiłam cały proces malowania. Po nałożeniu drugiej, całkowicie kryjącej warstwy farby, krzesło było już właściwie gotowe.
Wakacyjna garderoba i metamorfoza koszy z trawy morskiej
Już w momencie, kiedy otworzyłam puszkę z liliową farbą, wiedziałam, że krzesło w takim kolorze idealnie skomponuje się z moją wakacyjną garderobą pełną bieli, beży, błękitów i subtelnych pasteli. Po raz kolejny przyszło mi tu na myśl wspomnienie z dzieciństwa i moje najwcześniejsze skojarzenie z kolorem niebieskim – “niedzielna” sukienka, którą dostałam po starszej kuzynce. W niebieskim, wpadającym w turkus odcieniu, z bufiastymi rękawami i drobnymi białymi kropeczkami. Przyznajcie – jak na tamte czasy, to musiało być spełnienie marzeń każdej sześciolatki! Sukienka była dla mnie najpiękniejsza na świecie i zawsze, kiedy ją ubierałam czułam się wyjątkowo. Chyba dlatego upodobanie do niebiesko-białych ubrań zostało mi do dziś.
Sama garderoba w sypialni jest jeszcze ciągle w fazie urządzania i zdecydowanie wymagała kilku dodatków, które dopełniłyby nie tylko jej poziom estetyczny, ale przede wszystkim funkcjonalny. O tym, że krzesło świetnie sprawdza się jako dodatkowy wieszak na ubrania, wie dobrze chyba każda kobieta. Ja natomiast wiem z doświadczenia, że pojemników i koszy do przechowywania nigdy dość!
Eksperyment zakończony sukcesem!
Skuszona pozostałymi kolorami z palety Tikkurila Color Now 2019, wzięłam więc na warsztat dwa kosze z trawy morskiej, które będą służyć mi w garderobie do przechowywania dodatków. Pomysł malowania koszy może wydawać się trudny do zrealizowania. Ale zapewniam – w praktyce to bajka, a trudne jest tylko samo naszkicowanie wzoru. Metodą prób i błędów doszłam do tego, że najlepiej wykorzystać do tego jasny, zmywalny flamaster. Nie będzie przebijał spod farby i wybaczy wszystkie pomyłki przy szkicowaniu wzoru na koszu. Po zrobieniu szkicu można od razu zabrać się za malowanie. Wszystko zależy od powierzchni do malowania i efektu, jaki chce się uzyskać. Mnie zależało na wyraźnie i dokładnie namalowanych krawędziach. Dlatego też wybrałam mały pędzelek, którym byłam w stanie dokładnie wszystko namalować i wypełnić kolorem. Co do samych kolorów – wykorzystałam ich trzy: wspomniany już Atlantis (L433), pastelowy Sky (J356) oraz pięknie nasycony Ara (M354), wszystkie w małych puszkach (0,45l) – Tikkurila Everal Aqua Matt 10. Emalia sprawdziła się do malowania tej nietypowej powierzchni bardzo dobrze. Nie było potrzeby nakładania drugiej warstwy ani poprawiania wzoru w żadnym miejscu. Słowem – eksperyment zakończony sukcesem!
Teraz, kiedy w sypialni za łóżkiem mam głębię oceanu, w garderobie słomkowe kapelusze i kolory przywodzące na myśl polne kwiaty, a w szafie koszyki kojarzące się z nadmorską plażą, skończony już urlop przeżyję chyba bezboleśnie. Zawsze mogę przyjść tu – na moje nieustanne wakacje!
Błękity Was zainspirowały? Przeczytajcie pozostałe „Opowieści o kolorach”:
1 Komentarz
ragus
24 sierpnia 2019 at 13:43Przepiękne kolory. Właśnie takie odcienie niebieskiego lubię najbardziej 🙂