Czy spontaniczność to zaleta czy wada? Od dawna już wiem, że nie ma się co nad tym zastanawiać, a po prostu trzeba nauczyć się żyć z taką przypadłością na co dzień. Potrzeba działania, twórcze ADHD, milion otwartych projektów, notatniki zapisane pomysłami na biznesy życia, komoda wypchana rozpoczętymi projektami DIY. I, oczywiście, wieczny remont, zmiany, szuranie meblami. To ja! Dzisiaj opowiem Wam moją kolorową historię.
– wpis gościnny Natu z bloga Natunaturally –
Blisko natury
Wiecznie panujący chaos w głowie równoważę stonowanym otoczeniem. Gdy tylko mam okazję, odpoczywam w lesie czy w górach. W domu otaczam się kolorami natury, stonowanymi odcieniami ziemi, delikatnym światłem, roślinami, przedmiotami i sztuką, która uspokaja. Wchodząc do mojego domu zobaczycie dekoracje z patyków, kamyków i suchych traw, które zbieram na każdym spacerze. Zauważycie makramy z naturalnego sznurka, które zaplatam i usłyszycie cicho płynący z głośników jazz.
Jeżeli zostaniecie na dłużej, to z otwartej przestrzeni parteru skierujecie się schodami do góry, wzdłuż galerii stonowanych obrazów, podążając do sypialni gościnnej na poddaszu, a wtem…… zakrzykniecie AAAAAA…AA! Nic się nie martwcie, to normalna reakcja. Obezwładnieni kojącym spokojem goście zazwyczaj właśnie tak reagują na ten widok. Wielka czerwona ściana. Szalona, wibrująca tynkiem strukturalnym, z lekkim połyskiem wosku. Wanna z kolumnadą, relikt przeszłości. Zawsze wtedy muszę tłumaczyć jej historię. Żeby jednak zrozumieć ten absurd musimy cofnąć się aż do gorącego lata 2005 roku…
Podróż w czasie i nie tylko
I wyjechać na Kubę. W czerwcu 2005 roku chłonęłam atmosferę Hawany rozbuchanej gorącym powietrzem, krzykliwymi kolorami, cygarami i rumem. Wsłuchiwałam się w cudownie smętne pieśni Son, w muzykę, która płynęła z każdego zaułka, podziwiałam odważne szaleństwa kolorystyczne w sukienkach pięknych Kubanek. Powietrze wibrowało upałem… Wróciłam do domu. Niestety, okazało się, że od tego upału dostałam chyba udaru mózgu. Spontanicznie zakupiłam niezliczoną ilość tynku strukturalnego i czerwonego wosku o nazwie „La habana”. Powstała kubańska łazienka, kubański pokój – biuro, kubańska ściana przy klatce schodowej, kubańskie poddasze. W ciągu miesiąca to powstało. Byłam szczęśliwa. Więcej Kuby nie było na samej Kubie!
Dobór kolorów to cała psychologia. Muszą współgrać z charakterem, potrzebami, temperamentem. Oczywiście, gdybym ochłonęła, to dotarłoby do mnie, że zazwyczaj potrzebuję wyciszenia. Entuzjazm opadł, nadeszły zimniejsze dni, a rozpalone do czerwoności ściany nie wyglądały już tak dobrze w listopadowy poranek. Dosyć szybko ustąpiły miejsca bieli i szarościom. Dom się uspokoił, rozjaśnił, promyki słońca zaczęły ponownie igrać na ścianach. Zniknęła kubańska łazienka i biuro… Przez całe 15 lat ostała się tylko ściana o wysokości niemal 6 metrów i poddasze, na którym dodatkowo zastosowałam taki kolor wosku, który sprawiał wrażenie… zacieków. Milion razy odpowiadałam na pytanie, czy dach przecieka. Nie. Nie przecieka. Ten odcień po prostu zdecydowanie nie nadaje się na skosy. Kto nie popełniał błędów wnętrzarskich niech pierwszy rzuci kamieniem. Wszystko to przetrwało lata, bo wydawało mi się, że nigdy nie poradzę sobie z tą wysokością. A wtem….
Olśnienie
Gdy ujrzałam już samą nazwę palety Bohemian z kolekcji Tikkurila Feel the Color, ten dziki odruch spontaniczności zadziałał ponownie. Na szczęście dorosłam i już wiem, co lubię. Boho lubię!
Co to boho? Styl ten pochodzi od słowa la bohème, oznaczającego cyganerię, ludzi żyjących według własnych zasad. Nomadów, artystów, nie zważających na modę, żyjących po swojemu, wyrażających swój styl poprzez indywidualizm, swobodę, wolność. Tak również wygląda ten styl we wnętrzach. Wszystko wolno! Liczy się tylko to, żeby wnętrze wyrażało właściciela. Moje boho to pamiątki z podróży, etniczne dodatki, natura, rękodzieło, patyki, sznurki, kamyki. Może to być feeria kolorów, a mogą to być tylko stonowane kolory natury. Z pewnością już wiecie, która wersja jest mi bliższa… Muszę jednak przyznać, że z pewnym niepokojem podeszłam do projektu, w którym wykorzystałam aż cztery kolory z palety Bohemian. Jak dla mnie to bardzo dużo! Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny i mogę nawet z tyloma kolorami zachować swój ukochany wewnętrzny spokój.
Przejdźmy do konkretów. Co takiego zmalowaliśmy?
ŚCIANY, DUŻO ŚCIAN
Nie chciałam już więcej zwykłych białych ścian w domu, ale bałam się przytłaczającej ciemności skosów. Wybrałam kolor Y456 Coconut – najjaśniejszy w kolekcji. To był strzał w dziesiątkę! Ja wiem, że tego nie widać na zdjęciach (a może właśnie widać?), ale to jest kolor mleczka kokosowego (mniammm mniamm), który rozprasza światło w ciepły sposób. To baza całego projektu, rozświetlająca całe wnętrze. Gra świateł w tym miejscu jest niesamowita!
Żeby przełamać monotonię, dodałam odcień X459 Dream. Spodobał mi się od pierwszego pociągnięcia pędzlem. Pod pewnym kątem latte, a może cappuccino? Smakowite w odbiorze są te skojarzenia. Zagościł na ścianie za łóżkiem, na niewielkich elementach podporowych, spowodował zakup nowej, dopasowanej kolorystycznie pościeli i z pewnością zagości jeszcze w innych pomieszczeniach, bo pięknie odbija poranne, wieczorne i każde inne światło! W słońcu lśni pięknie, a w pochmurny dzień dodaje elegancji.
OSŁONA KALORYFERA
Upolowana dawno temu na OLX stara osłona kaloryfera doczekała się malowania. Prokrastynacja to moje drugie imię. Najpierw pokryłam ją gruntem do drewna Tikkurila Everal Aqua Primer, a następnie odcieniem Y456 Coconut. Blat niedbale pokryłam odcieniem X501 Aubergine,emalią Tikkurila Everal Aqua w półmacie. Początkowo miało być pomalowane „porządnie”, ale zachwycił mnie efekt wabisabi na bazie podkładu (podkład ma kolor biały). Powierzchnia nawet po przeszlifowaniu nie była w dobrym stanie (zniszczone, namoknięte drewno), więc to chyba był dobry wybór. Wadę przekułam w zaletę, mam nadzieję. Malowałam w ogrodzie, bo na poddaszu panowały wówczas tropiki. Jeszcze by mi coś do głowy dziwnego wpadło, a uważam, że czerwona osłonka nie pasowałaby jednak tak dobrze do mojego wnętrza.
ŚWIECZNIK
Jak już tak się rozpędziłam, to zmalowałam również niedbale stary świecznik, który stał w kącie na poddaszu. Odcień X501 Aubergine wygląda na nim jak postarzająca bejca. Bardzo lubię ten efekt, a pracy było niewiele. Przetarłam go po prostu namoczoną w farbie ściereczką. O podkładzie zapomniałam.
SZAFKI POMOCNICZKI
Są ze mną od zawsze. To moje pierwsze meble kupione jeszcze na studiach, do pierwszego mieszkania – kawalerki 29 m2. Mieścił się w nich mój niemal cały majątek. Słynne meble sosnowe. Od tamtego czasu pokryte były niezliczoną warstwą kolorów, zawsze odzwierciedlając moje aktualne fascynacje. Gdy w moim mieście otwierano pierwszy wielki sklep wnętrzarski pewnej znanej szwedzkiej marki, pełna entuzjazmu przemalowałam je na granatowo i żółto:). Są tak przydatne, że nigdy nie trafiły na śmietnik, choć było blisko. Dwie podręczne szafki, które na poddaszu bardzo się przydadzą, nabrały nowego odcienia N378 Ficus (ponownie z blatami w odcieniu X501 Aubergine). Kolory te wybrałam tak, aby pasowały do starej skrzyni wojskowej. Skrzynię dawno temu już pomalowałam podobnym odcieniem. Fronty dostały również nowe uchwyty ze sznurka. Sznurka w tym domu dostatek, a są i żeglarskie sentymenty. Ten fikusowy kolor jest genialny. Uważam, że obok szafek powinien zamieszkać jakiś zacny Pan Fikus. Tak z pewnością będzie 😉
STARE KRZESŁO
Prawda jest taka, że jestem „krzesłową wariatką”. Pewnego dnia przejechałam 400 km, aby ratować piękne, stare Thonety. Kocham Thonety. Trafiłam do stodoły na wsi, uratowałam podupadłe wiedeńskie skarby, a to biedactwo stało niechciane w królikarni. Nie mogłam go nie zabrać, choć było w fatalnym stanie. Siedzisko jest bardzo zniszczone, nogi się kiwają, korniki pogoniłam, ale mebelek nadaje się wyłącznie do całkowitego pokrycia farbą. Gdy Thonet jest w dobrym stanie, drewno trzeba ratować, absolutnie! Podkład i kokosowy odcień nadały mu świeżości i lekkości. Biedactwo dostało również oberżynowe skarpetki i niewielką mandalkę. Bo ja lubię mandale i malowałabym je wszędzie. Może następną namaluję na ścianie?
DONICZKI
Z resztek farby. Oberżynowe i fikusowe. Żeby nadać spójności we wnętrzu wszystkie zastosowane cztery kolory przeplatają się w różnych elementach. Daje mi to poczucie spokoju i sensu.
NO I GITARRRA…
To moja pierwsza gitara w życiu. Od lat nie stroi. Dokładnie od czasu pamiętnej kolonii, na której pewien kolega odważył się skrytykować moją grę. I śpiew (tu miał akurat rację, ale nie o to chodzi). Zareagowałam emocjonalnie (nie pytajcie), a gryf odpadł w efekcie mojej odpowiedzi. Gitara ta ma dla mnie sentymentalne znaczenie, bo ja się w tym koledze trochę podkochiwałam (do czasu owej krytyki, oczywiście). Kto nie pamięta pierwszych podrygów serca? Zakurzony instrument doczekał się własnego gwoździka przy schodach, kokosowej powłoki i mandalki, namalowanej oberżyną. Czy ja już wspominałam, że lubię mandale?
I to chyba wszystko. Choć bardzo chciałam jeszcze pomalować jedną skrzynkę albo i dwie, a może z palety zrobić półkę na książki? Proza życia mnie zatrzymała, ponieważ skończyła mi się fikusowa farba. Następnym razem!
Techniczne aspekty, z pewnością bardzo ważne, ale w euforii o niektórych zapomnieliśmy
- Wybór koloru. Podczas wyboru obydwa odcienie na ściany wypróbowałam dzięki testerom Tikkurila Optiva Matt 5 w puszeczkach a’0,09l. Pierwotnie ściana szczytowa klatki schodowej miała mieć odcień X459 Dream, ale w tym miejscu (daleko od okien) wyglądała naprawdę ciemno. Dzięki testerowi zrezygnowałam z tego pomysłu i ściana dostała kokosowe wykończenie. Jest promieniście.
- Zabezpieczenie. O tym trochę zapomnieliśmy w ferworze radości i spontanicznego machania pędzlem. Na szczęście wszechobecne kropki z farby dały się łatwo zmyć wodą nawet następnego dnia. Farby wodorozcieńczalne są pod tym względem świetne. Polecam wszystkim gapom.
- Podkład. Przejście z tak mocnego koloru na jasny wydawało się trudne. Nic bardziej mylnego. Najpierw zastosowaliśmy na ściany farbę podkładową – Tikkurila Optiva Primer. Bardzo ułatwiło to i przyspieszyło pracę. Do drewna używaliśmy gruntu Tikkurila Everal Aqua Primer. Obydwa produkty są bardzo wydajne i poprawiają komfort pracy. Dzięki nim maluje się również oszczędniej – na około 60 m2 ścian zużyliśmy około 8 litrów podkładu (jedna warstwa) i 12 litrów farby nawierzchniowej (dwie warstwy, malowanie wałkiem).
- Dwie warstwy farby na wszystkich elementach. Idealnie pokryły poprzedni kolor, dając bardzo miłe w dotyku i eleganckie wykończenie ściany. Ściany malowaliśmy w wersji matowej – Tikkurila Optiva Matt 5. Elementy drewniane w półmacie –Tikkurila Everal Aqua Semi Matt 40.Półmat wygląda pięknie, ale na zdjęciach odbija się od niego światło i ciężko go sfotografować. Mat wybiorę następnym razem, jak na rasową blogerkę przystało 😉. Nie zapomnę również wyjąć szyb z obrazów do zdjęć. Wybaczcie mi potknięcia nienawykłego do splendoru śmiertelnika.
- Narzędzia. Ściany (tynk strukturalny) malowaliśmy wałkiem, elementy drewniane pędzlem i małym wałkiem, blaty gąbką, świecznik przetarłam… ściereczką namoczoną w farbie. Każdy sposób się sprawdził, a farby tworzą piękne powłoki.
Zwieńczeniem każdej metamorfozy są dodatki
Starocie we wnętrzach w stylu Bohemian odzyskują dawny blask. Dlatego też, w wystroju, nihil novi. No, dobrze, przyznaję, jest nowa lampa – pająk. Dodatki krążą po moim domu, zmieniając stale miejsce. To zaleta utrzymania domu w jednym stylu, a może właśnie wolności komponowania charakterystycznej dla stylu boho. Tu sprawdza się wolność wyrazu, którą tak bardzo lubię. Nie ma potrzeby sztywnego trzymania się ram, a wręcz jest to niewskazane. To styl dla wolnych duchów. Mogą otaczać się przedmiotami, które mają swoją historię, pobudzają do wspomnień. Na moim poddaszu zmieścił się ulubiony obraz od Magdy Głodek, stary bujak przyniesiony z pchlego targu, stolik „Pająk” projektu Halabali, o którym od dawna marzyłam i w końcu udało się go upolować od Czecha na starociach, stara skrzynia z wyprzedaży magazynów wojskowych, na której ktoś z pewnością grał w „pikuty”, sądząc po nacięciach na wieku, suche trawy w wazonach zaadaptowanych ze szkła laboratoryjnego, luneta do oglądania gwiazd, własnoręcznie upleciona makrama, ale też designerska lampka wygrana w konkursie wnętrzarskim. Misz masz – dla mnie uzupełniający się i tworzący moje własne przytulne miejsce. Kto wie, co tu trafi w przyszłości.
Styl Bohemian
To nastrój do odpoczynku, wygoda, meble z duszą, rośliny, naturalne dodatki, sentymentalne pamiątki, pozytywne wibracje. Rękodzieło, etniczne akcenty, dekoracje ze zwykłych przedmiotów. Przyjazny nastrój, naturalność, autentyczność, spontaniczność i… wakacyjny luz. Przygarnęłam wakacyjny luz, a kubańskim klimatom pomachałam na pożegnanie ulubionym kapeluszem. Co o tym myślicie, dobrze zrobiłam?
___
Pozostałe metamorfozy w 6 stylach z kolekcji Tikkurila Feel the Color znajdziesz >>> TUTAJ.
Brak Komentarzy