OPOWIEŚCI O KOLORACH
Zupełnie nie wiem dlaczego wycofaliśmy się z tego. Przecież będąc dzieciakami cieszyliśmy się nimi i łączyliśmy je dowolnie. Bez stereotypów czy strachu. Trendy typu blend (łączenie kolorów ton w ton) czy clash (łączenie pozornie niepasujących do siebie odcieni) rodziły się przecież na naszych podwórkowych chodnikach wymalowanych kredami, czy też w blokach rysunkowych. W naszej wyobraźni dominowały kolory, a paleta czerwieni, błękitów i zieleni bezwstydnie mieszały się ze sobą.
– wpis gościnny autorki bloga Ranczo od nowa –
„O tak! To idealne miejsce! Tylko pamiętaj, nie mów nikomu!! „– w małym zagłębieniu w rozgrzanej latem ziemi układamy płatki maku i szklane koraliki, które chwilę wcześniej przykryte ziarnkami piasku lśniły w czerwcowym słońcu. Chyba komuś zerwała się bransoletka, musiała być taka ładna…Wszystko zabezpieczamy kawałkiem szkła. Teraz, jak na najlepszej witrynie, nasze małe eksponaty zyskują wyjątkową oprawę. Jak chcesz, to mogę Ci pokazać to miejsce. To, w którym zakopałyśmy nasze dziewczyńskie skarby, nasz sekret.
Ten kolor wymalowany na płatkach maku od tamtej pory kojarzył mi się z tajemnicą. Z czasem do tej jednej emocji dorzucane zostały kolejne. Piętrzyły się, układały w powiązane ze sobą skojarzenia, zmieniały się odcienie… Czerwienie były i są kobiecością, siłą, determinacją, ekstrawagancją, intymnością, energią czy też po prostu odwagą. Brak tej ostatniej powstrzymuje nas przed odrobiną szaleństwa. Tylko powiedz szczerze – czy warto ją w sobie tłumić?
Wiesz, ta mała dziewczynka od sekretu patrzy Ci teraz w oczy i mówi :”Kolory są dla każdego. Zabawa nimi tym bardziej.”
Zupełnie nie wiem dlaczego wycofaliśmy się z tego. Przecież będąc dzieciakami cieszyliśmy się nimi i łączyliśmy je dowolnie. Bez stereotypów czy strachu. Trendy typu blend (łączenie kolorów ton w ton) czy clash (łączenie pozornie niepasujących do siebie odcieni) rodziły się przecież na naszych podwórkowych chodnikach wymalowanych kredami, czy też w blokach rysunkowych.
ZŁODZIEJE BIAŁYCH POWIERZCHNI
Po okresie permanentnej, stonowanej i bezpiecznej bieli, nagle w naszych wnętrzach pojawiają się ukradkiem Złodzieje Powierzchni Białych. Zostawiają po sobie ślady na dodatkach, tkaninach, meblach czy nawet ścianach! Mnie jako zagorzałej orędowniczce kolorów bardzo się to podoba. Każdy z nas ma przecież inne spojrzenie na dany kolor -inaczej go łączy, inaczej o nim opowiada. To bardzo inspirujące obserwować obecny, jeszcze nieśmiały, ale rozpędzający się trend.
HISTORIA METAMORFOZY
Są dwie kategorie mebli, no dobra, niech będzie że trzy!
1. Meble pachnące fabryką, które kupujemy i wstawiamy do wnętrza (też mi się to zdarzyło! 😉 )
2. Meble z drugiej ręki, które jak tylko zobaczymy, wiemy co się z nimi wydarzy.
3. Meble z drugiej ręki, o których marzyliśmy, wiemy, że będą przerabiane, ale…mija tydzień, miesiąc, rok… i nie przychodzi nam do głowy pomysł na nie!
Tym trzecim typem mebla była komoda kupiona pierwotnie do pokoju Janka. Przestała u niego szmat czasu, bo choć marzyłam o niej długo, ciągle brakowało mi na nią pomysłu. Tak jakbym się trochę bała, że marzenie stanie się koszmarem. Pierwszym krokiem, który pchnął mnie w kierunku podjęcia decyzji o metamorfozie było przeniesienie jej do naszej sypialni.
Ale bezwzględnie ostateczne i decydujące znaczenie miały kolory z najnowszej kolekcji Tikkurila Color Now 2019. Paleta czerwieni jest trafiona w punkt – kolory jakby dla mnie i o mnie! Do tego stopnia, że przez tydzień w mojej torebce plątały się dwa kawałki drewna pomalowane kolorami Reef (M319) i Nectar (L418). Sypialnię zaś przyozdobiłam deską pomalowaną powyższymi i myślałam, myślałam, myślałam…
NIEOCZEKIWANE SCENARIUSZE I SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE
Czyli jak uratowała nas paleta czerwieni!
Kupując stary mebel musimy liczyć się z tym, że w trakcie jego przeróbki może nas coś zaskoczyć. Z wielu czarnych scenariuszy – mój był raczej w odcieniu szarości. Maleństwo przy okazji zmian kolorystycznych przeszło głęboką przemianę wewnętrzną – musiałam wymienić absolutnie wszystkie prowadnice plus zafundować korektę pleców 😉
Po przeszlifowaniu całości mogłam przystąpić do najprzyjemniejszej (to nie tylko moja opinia – kto malował mebel ten potwierdzi) części metamorfozy.
Rozlany w rynience Nectar (L418) tylko wzmocnił moje poczucie dobrze ulokowanych uczuć.
Wystarczyły dwie cienkie warstwy, by szuflandia zyskała niejednoznaczny szyk.
Spójrzcie sami…
Wybrany przeze mnie Nectar (L418) nadał lekkości Maleństwu. Zmieniająca się, w zależności od ilości światła, czerwień sprawia, że komoda nie jest już tak topornym meblem.
Paleta czerwieni i odcień Reef (M319) jednak nie dawał mi spokoju. Jest zdecydowanie intensywniejszy, ostrzejszy i bardziej dynamiczny. Postanowiłam, że wprowadzę go w kilku dodatkach, a idealnym tłem dla niego będzie granatowa ściana. Malowanie doniczek farbami Tikkurila to nie eksperymenty, ale sprawdzony przeze mnie zabieg. Ostatnim razem pomalowałam glinianą donicę, która stała na zewnątrz (!) cały sezon i ciągle wygląda tak jakbym ją pomalowała właśnie wczoraj. Dlatego śmiało sięgnęłam po betonowe doniczki wewnętrzne.
Po swojej stronie łóżka tworzę małą kolekcję Budd, dlatego postanowiłam, że ta nudna, sieciówkowa wersja powinna złapać trochę życia! Budda przed spotkaniem z Reef (M319):
Budda po metamorfozie – zdecydowanie mu się poszczęściło!!
Patrząc na finał tej metamorfozy jestem zadowolona, że moje niezdecydowanie trwało tak długo!
Chcesz dowiedzieć się jak pomalować drewniane meble? Przeczytaj:
Malowanie mebli
Malowanie mebli z surowego drewna
Malowanie komody
2 komentarze
teczka a4
16 kwietnia 2019 at 17:39Pięknie wyszła ta komoda. Niesamowity efekt!
Tikkurila. Potęga Kolorów
17 kwietnia 2019 at 09:18Dziękujemy w imieniu Magdy 🙂 Zapraszam na nasz profil na Instagramie @tikkurilapotegakolorow, gdzie w przypiętych Insta Stories zobaczysz, jak wyglądała ta renowacja 🙂