Z nowoczesnością mam trudną relację. Kiedyś myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, ale ewidentnie się myliłam – żadna z nas nie rozumiała tej drugiej, ja jej w szczególności. Chciałam, żeby się do nas wprowadziła (to było naprawdę dawno), umościłam jej więc miejsce na futurystycznej kanapie, z widokiem na meble w wysokim połysku. Zrezygnowałam z zasłon, żonglowałam bielą, szarością i kolorystycznymi akcentami, ponosząc porażkę za porażką. Co ja sobie myślałam? Prawdopodobnie pomyliłam styl nowoczesny z filmami science-fiction. Myślałam, że żeby być „modern” trzeba mieć jajowate fotele, szklane drzwi skanujące tęczówkę, dużo białego plastiku w połysku i mrugające diodki (albo jeszcze bardziej piekielne LED-y RGB). Kombinezon Ironmana też był wówczas na mojej liście must-have.
– wpis gościnny autorki bloga Piąty Pokój –
Kiedy zrozumiałam swój błąd, na długo odwróciłam się od wszystkiego, co mogło tylko nosić znamiona nowoczesności. Z wyjątkiem smartfonów, oczywiście. Wzdrygałam się na widok minimalistycznych wnętrz w magazynach i skromnych mebli w stonowanych kolorach. Na myśl o frontach lakierowanych na wysoki połysk trzęsie mnie do dziś. Teraz moje wnętrza są pełne staroci, dodatków z drugiej ręki, historii, pamiątek i o całe lata świetlne bliżej im do eklektycznego retro niż do jakiegokolwiek „modern”, ale wiem już przynajmniej, że nowoczesny styl to nie są wnętrza statków kosmicznych.
Styl Modern, czyli właściwie co?
Nowoczesny styl to wszakże żadna nowinka, tylko stuletni staruszek urodzony w pokojach Bauhausu. Wyróżnia go prostota, czasem nosząca wręcz znamiona minimalizmu. Funkcja zdaje się być ważniejsza od formy, bo zbyt rozbujana, kwiecista forma nie licuje z nowoczesnym podejściem. Proste, czyste kształty, równe linie, duże plamy jasnych, neutralnych kolorów, nieliczne, wysmakowane dodatki dobrej jakości, może trochę metalu bez kompleksów. Asceza? Nie, raczej rozważna oszczędność i oddech. Tak dzisiaj widzę wnętrza w stylu modern.
Mały akcent nowoczesności w wersji DIY
Ze świecą szukać przejawów wnętrzarskiej nowoczesności w naszym mieszkaniu, chyba że wliczymy płaski telewizor albo pilota do tarasowej markizy. Ale jako wielka fanka mieszania różnych, nawet tych z pozoru wykluczających się stylów, nie mogłam sobie odmówić małego akcentu, wnoszącego do naszej dość zachowawczej, czarno-białej kuchni odrobinę koloru. Zrobiłam sobie tacę.
Sposobów na własnoręczne wykonanie tacy są w Internecie tysiące, ale skoro miało być prosto, jest prosto: wystarczyła mi deska, dwa stare uchwyty od… szuflad łóżka, taśma malarska i kilka kolorów emalii: biały, czerwony M323 Hearts i żółty S302 Grapefruit. U mnie była to Tikkurila Everal Aqua Matt 10. Z całego wachlarza umiejętności szczególnie przydała mi się sztuczka zapobiegająca podciekaniu farby pod papierową taśmę i tworzeniu się brzydkich zacieków. By tego uniknąć, brzeg naklejonej już taśmy malarskiej należy najpierw pomalować kolorem… tła. Tak jest.
Finisz!
Odrobina cierpliwości, odpowiednia kolejność w malowaniu, jedno popołudnie i rano możecie wsuwać śniadanie w łóżku z nowej tacy. Mnie miało wyjść coś w rodzaju Mondriana, którego dzieła są dziś jedną z najlepszych ozdób, jakie można dać nowoczesnemu wnętrzu. Jak wyszło – to już oceńcie sami. Tylko placuszków mi nie ruszać!
___
Styl Modern to coś dla Ciebie? Zobacz ten nowoczesny gabinet z charakterem >>> TUTAJ oraz poczytaj o całej kolekcji Tikkurila Feel the Color 2020 >>> TUTAJ.
Brak Komentarzy